poniedziałek, 7 grudnia 2009

Single w Call of Duty: Modern Warfare 2 - rzut okiem


Aferom (w większości kontrolowanym) przed premierą Modern Warfare 2 nie było końca. Miałem już dość kolejnych newsów, sterowanych kontrowersji i filmików nagrywanych kamerką z komórki. Informacja o braku dedykowanych serwerów wkurzyła mnie na tyle, że z najbardziej oczekiwanej przeze mnie (obok Dragon Age) gry stała się tylko irytującym, niesympatycznym, ale ciągle must havem :/ Jak wypada singleplayer w najnowszym Call of Duty oceniany na zimno, bez doszukiwania się w nim antyrosyjskiej propagandy i innych pierdół?

Nie lubię, jak cała gra zbudowana jest na skryptach. Skrypty są dobre, jeśli wykorzystuje się je subtelnie, z głową i są wspomagane przez dobre AI przeciwników/przyjaciół (czyli w sumie też skrypty, ale znacznie bardziej złożone). Niestety cała seria Call of Duty korzysta z nich w sposób prostacki. Wrogowie będą nas zalewać bez końca, chyba że przemieścimy się metr do przodu, stając w miejscu wyłączającym ich spawning. Idziesz z towarzyszem i scenarzyści wymyślili sobie, że wspólnie zdejmiecie patrol wrogów - przeciwnicy zawsze w tym samym miejscu odpalą papierosa. Strasznie to banalne, ale odpowiednio użyte oskryptowanie pozwala na zbudowanie akcji o rozmachu przebijającym hollywoodzkie blockbustery.

Tak było z CoD4: Modern Warfare, gdzie przymykało się oko na te absurdy, bo scenarzyści uraczyli nas tak widowiskowymi i intensywnymi zwrotami akcji, że czapki zrywało z głów. Do tej pory na wspomnienie wybuchu atomówki ciarki przechodzą mi po plecach. Taki patent zadziałał na mnie jednak tylko raz. W CoD5: World at War skrypty zniechęciły mnie do gry po jakiś 2 godzinach. W Modern Warfare 2 liczyłem na jakąś zmianę, bo czy tak trudno jest ustalić z góry liczbę przeciwników, którzy mogą zasilić dany teren, zamiast generować ich bezustannie dopóki gracz nie ruszy swojego tyłka w miejsce posuwające akcję do przodu? Czy tak trudno jest w dzisiejszych czasach zaaplikować przeciwnikom chociaż znikomą inteligencję, żeby ich rola nie ograniczała się jedynie do diabelnie celnego strzelania i ślepego parcia na naszą pozycję?

Nie, w Modern Warfare 2 nic się nie zmieniło. Mało tego - tu niektóre levele są tak skonstruowane (np. favele w Rio), że wrogowie pojawiają się znikąd właściwie wszędzie - przed nami, z boku i za nami. Chyba w żadnej części serii nie miałem tylu sytuacji, że przeciwnik spawnował się dosłownie metr za moimi placami w sprawdzonej sekundę wcześniej chatce, czy korytarzu. A już totalną fuszerką jest fakt, że generować się potrafili na moich oczach, niczym prawdziwi gracze w multi.

Myślicie, że rozmach historii i tym razem przyćmi typowe dla Call of Duty niedomagania? Niestety w przeciwieństwie do MW1, gdzie scenariusz miał sens, sporą dozę prawdopodobieństwa i w miarę twardo trzymał się rzeczywistości, tutaj fabuła jest tak kretyńska, że momentami nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Całkowicie zaskakująca Amerykanów inwazja milionowej ruskiej armii na USA (sic!), rozwścieczonej po rzeźni przeprowadzonej przez amerykańskiego agenta na rosyjskim lotnisku (sicx2!), tysiące wrogich, wyposażonych w kałasze biedaków z brazylijskich slumsów, którym zachciało się mierzyć z amerykańskimi komandosami itd., itp. Kretynizmów jest znacznie więcej, łącznie z pozbawionym logiki zwrotem akcji w końcówce, ale nie chcę zdradzać więcej niż zrobili to sami twórcy gry. O sensie fabuły najlepiej świadczy fakt, że razem z kumplem próbowaliśmy po obejrzeniu napisów końcowych dojść o co w ogóle chodziło - bezskutecznie :D Co prawda autorzy silą się na momenty równie mocne, jak te, które w dużej mierze zadecydowały o sukcesie MW1. Jedyne na co ich jednak stać, to znane już motywy, podane co najwyżej w dużo bardziej krwistym sosie.

A jak prezentują się same misje? No cóż, drugiego Czarnobylu tu nie uświadczymy. Misje snajperskie są i to nawet dwie, ale krótkie i bezpłciowe. Pozostałe to typowy dla tej serii chaos z tysiącem wrogów. Niektóre są nawet fajne (Gułag, czy platforma wiertnicza), inne irytują (szczególnie te z serii "wytrzymaj napór przeciwników przez 5 minut" aż pojawią się posiłki - obrona fastfoodów, czy domku w górach). Dla urozmaicenia postrzelamy czasem z miniguna z pokładu Cobry, pospuszczamy pociski z Predatora, czy pościgamy się na skuterach śnieżnych i pontonach (to ostatnie strasznie głupie - zaskoczone wojska oczekują nas w pełnej gotowości na kilometrowych odcinkach brzegu).

Nie będę się pastwił nad krótkim czasem gry (wyszło jakieś 5,5h na hardened), bo ten akurat w tak intensywnej grze mi nie przeszkadza, nie kupiłem jej dla single'a. Grafika niewiele się zmieniła od czasów Modern Warfare 1. Momentami wygląda lepiej (dodali jakąś fizyką, więcej śmieci lata w powietrzu), czasami gorzej (tragiczne tekstury nieba i tła, szczególnie widoczne w Rio). Animacja i wygląd postaci są doskonałe, choć brakuje sensownego ragdolla. Na pewno warta uwagi jest muzyka Hansa Zimmera.

Wielki hype, rekordy sprzedaży pobite chwilę po premierze i jak zwykle rewelacyjne oceny w internetowych serwisach. Nie dajmy się jednak zwieść - to tylko krótka, intensywna, pozbawiona sensu i momentami prostacka strzelanka. W porównaniu do świetnego MW1 seria zaliczyła krok w tył - mniej tu logiki, niezapomnianych misji i przede wszystkim - oryginalności. Tamta gra to było najwidoczniej apogeum formy Infinity Ward. Modern Warfare 2 bardzo próbuje dorównać poprzednikowi, jednak oferując wszystkiego więcej - wybuchów, zwrotów akcji i kontrowersji - wygląda jedynie jak ubrana bezgustnie w najbardziej pstrokate bombki i migoczące światełka choinka.

Moja ocena:
6/10

tagi: call of duty, moder warfare, modern warfare 2, activision, infinity ward, world at war, respaw przeciwników, cod4, cod5, mw1, mw2

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz