czwartek, 19 maja 2011

Crysis 2 jest git

W notce spłodzonej po bodaj 4h grania w Crysisa 2 trochę sobie poużywałem. Nie da się ukryć, że wejście na rynek konsolowy wymusiło zmianę polityki na CryTeku. W sferze najbardziej do tej pory wyróżniającej ich produkcje - grafice - zmuszony był do pójścia na kompromisy, które na pecetach dość mocno rzucają się w oczy i powodują początkowe rozczarowanie. Ale wraz z kolejnymi godzinami grania coraz bardziej docenia się korzyści z tym związane - gameplay jest oszlifowany niczym brylant i daje taką porcję typowo rozrywkowej radochy, jakiej nie pamiętam w FPS-ach od czasów pierwszego Modern Warfare.

Tak, ta gra jest miodna jak cholera, wciągająca, zróżnicowana i niejednokrotnie podnosi adrenalinę na podobny poziom, jak scena z atomówką we wspomnianym MW1. Można psioczyć na mniejszą swobodę i duże oskryptowanie, ale jeżeli tak miałoby wyglądać wykorzystanie skryptów we wszystkich innych FPS-ach, to ja jestem za. Tutaj skrypty nie są sztuką dla sztuki, jak choćby w MW2 . W Crysisie 2 są tym, czym być powinny - umiejętnie wykorzystanym środkiem do celu, którym jest ciągłe trzymanie gracza w napięciu, połączonym z wywoływaniem co jakiś czas szybszego bicia serducha widowiskową sceną lub zwrotem akcji. Na mnie to zadziałało, a banan na ustach i uczucie napięcia przypominające pierwszy seans Szklanej Pułapki w dzieciństwie nie opuszczały mnie przez większą część gry.


Co jeszcze mnie ujęło? Be a weapon - hasło reklamowe gry znakomicie obrazuje to, co czułem w wielu sytuacjach. Nanosuit ze swoimi możliwościami bardzo fajnie obłożonymi na klawiaturze sprawiał, że miałem ochotę rozpierdalać przeciwników na tysiąc różnych sposobów. To w połączeniu ze świetnym feelingiem podczas strzelania, zróżnicowanym arsenałem (wreszcie mamy grę, gdzie pistolety się liczą!) i wysokim poziomem  trudności (grałem na weteranie) karze mi uznać nowego Crysisa za najbardziej miodnego w singlu FPS-a od niepamiętnych już czasów. Kurde, ostatnio tak fajnie mi się strzelało chyba w Rainbow Six: Vegas...

Żeby nie być gołosłownym i nie piać samych peanów - tekstury ssą:


Tak, to typowa tekstura ściany w tej grze (klik = powiększenie - detale na max). Co Wam to przypomina? Dla mnie to powrót do jakiegoś 2003 roku.

Wad jest sporo. Obok wymienionych już przeze w notce z cyklu Aktualnie grane - grafiki, fizyki, dźwięków kombinezonu, warto pochylić się na chwilę na dwóch ostatnich:

- spawnujący się wrogowie - problem napotkałem w zaledwie dwóch miejscach, niepotrzebnie więc podnosiłem alarm, to nie Call of Duty, peace.
- ograniczenie swobody - no tu jest problem większy. W grze występuje zaledwie kilka lokacji, które dają graczowi faktyczną, nieliniową swobodę (mi się szczególnie podobała miejscówka na Wyspie Roosevelta).


"Wertykalność" gry, czyli przeniesienie swobody z poziomu na pion, o którym piano przed premierą, można skomentować jako propagandowy bullshit - owszem zazwyczaj da się wleźć na jakiś niski dach, czy rusztowanie, ale to nie jest tak, że stojąc przy kamienicy ma się jej zadaszenie do dyspozycji. Ogólnie głowy nie trzeba ani szczególnie do góry zadzierać, ani za bardzo spuszczać. No chyba, że za mega feature uzna się fakt, że część gry biegamy po dachach - tylko co z tego, skoro przeciwnicy są na tym samym poziomie?

Do wad, a raczej lekkich niedomagań, zaliczyłbym też system usprawnień nanosuita. Niby można wybierać z kilka opcji, ale poza znacznie wydłużoną aktywnością trybu maskowania (dostępną dosyć późno), nie ma tam nic znacząco wpływającego na rozgrywkę, a część możliwości to zwykły bajer do wykorzystania raz na ruski rok. Być może wartość upgrade'ów zmienia się w trybie multiplayer, w singlu równie dobrze mogłoby ich nie być.


Co jeszcze można skrytykować? Niewyraźną końcówkę, bez pożądanego pierdolnięcia, ba, nawet bez jakiejś bardziej wymagającej walki. Minęły już co prawda czasy schematu, gdzie na koniec gry czeka na nas mega badass boss, ale nowy trend, że się idzie standardowym etapem, nagle jeb, filmik, koniec, średnio mi się podoba.

To wszystko jest jednak niczym wobec grywalności Crysisa 2, a ta jest świetna. Do tego gra wydaje się całkiem długa i na weteranie spokojnie wystarczy na jakieś 9-10h. Gracze chwalą też tryb multi - pograłem chwilę, zebrałem cięgi i wróciłem do CoDa i Bad Company 2 ;) Ale nawet po tak krótkim czasie czuć jego potencjał. Ogólnie widać tu wyraźne odwrócenie proporcji względem pierwszego Crysisa. O ile w jedynce grafika porażała, a miodność kulała, tak w C2 jest dokładnie odwrotnie. W efekcie nową grę CryTeka spokojnie dołączam do grona moich ulubionych FPS-ów.

Moja ocena:
8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz