sobota, 25 czerwca 2011

Call of Duty: Black Ops - całkiem, całkiem

Po Modern Warfare 2, którego singla zjechałem 1,5 roku temu, miałem dość całej serii Call of Duty. Black Opsa pewnie nigdy bym nie kupił, gdyby nie lekkie znużenie Battlefieldem: Bad Company 2 i chęć na jakieś nowe multi. Po instalacji rozpocząłem więc kilkugodzinne badanie multika, pomijając całkowicie tryb dla pojedynczego gracza . Na razie mam przegrane w multi raptem 8h, więc trudno o jakieś głębsze wnioski, ale z grubsza można napisać, że to połączenie stylu gry z MW2, z dedykowanymi serwerami rodem z MW1, okraszone chyba najfajniejszymi mapami w całej serii. Naprawdę mapki są git - wyważone, zróżnicowane, ciekawe i do tego zawierające całkiem przyjemne elementy w postaci przygrywającej czasem klimatycznej muzyki lub ciekawych animacji w tle (startująca rakieta, przejeżdżający pociąg etc.).

Nie multiplayerze chciałem jednak pisać, a o singlu, którego włączyłem dla sprawdzenia, czy jest równie źle jak w poprzedniku. I faktycznie - początek (misja na Kubie) jest żenujący. Jak na dłoni widać w nim wszystko, czego mam już dość w CoDach. Masowo produkowani przez grę wrogowie, materializujący się się wszędzie tam, gdzie akurat nie patrzymy, prostackie skrypty, AI ograniczone do trzech zachowań, ketchup na ekranie, gdy ktoś nas trafi i tysiące innych rzeczy, które właściwie definiują tę serię i których nikt nie próbuje zmieniać, mimo iż w 2011r. najzwyczajniej śmierdzą stęchlizną.



Zmusiłem się do grania dalej, nie lubię zostawiać rozkopanych gier. Ku mojemu zdziwieniu nawet jakaś sensowna fabuła zaczęła się wybijać na pierwszy plan - przyjemne zaskoczenie. Dobre nakreślenie postaci, w tym prowadzonej przez gracza, połączone z całkiem umiejętnie dawkowanymi informacjami i wyczuwalną tajemnicą kryjącą się w tle dają naprawdę niezły efekt. To chyba pierwszy CoD, w którym kolejne misje wykonywałem nie w oczekiwaniu na strzelaninę i jakaś efektowną akcję zaplanowaną przez autorów, a po to, żeby zobaczyć co będzie dalej. Nice.

Bardzo dobrze robi Black Opsowi także okres, w którym rozgrywa się scenariusz. Choć skaczemy po bardzo zróżnicowanych lokacjach, to wszędzie czuć klimat lat 60-tych i zimnowojennego napięcia. Nawet fatalnie wyglądająca wietnamska dżungla (naprawdę graficznie BC2 wraz z dodatkiem Vietnam wyprzedzają BO o kilka lat) bardzo nie przeszkadza, bo sam fakt, że nie muszę po raz kolejny strzelać do Arabów działa na człowieka pozytywnie :) Jak w tle leci Rolling Stones, to miodność strzelania od razu wzrasta o 300%.


Trzeba też uczciwie przyznać, że poza jednym miejscem w Wietnamie, twórcy nie przesadzają z nadmiernym spawningiem wrogów i choć zabijamy ich w ciągu tych 6/7 godzin gry setkami, to nie odnosi się wrażenia totalnego osaczenia przez przeciwników generowanych metr za naszymi plecami, jak w misji w fawelach Rio w MW2. Inna sprawa, że jest to pierwszy CoD, którego nie przechodziłem na Weteranie, wybierając normalny poziom trudności. No nie chciało mi się zanadto męczyć, a gra czasem i na normalu daje popalić.

No dobra, mamy więc zaskakująco dobry i angażujący scenariusz, zróżnicowane misje, przy zachowaniu kontroli tempa akcji (bez mega ultra efektownego, a w praktyce nudnego przepompowania atrakcjami jak w MW2), całkiem miodne strzelanie (SPAS-12 z zapalającą amunicją rulez) i widoczne dość często próby autorów na rozruszanie starego CoDowatego schematu (choćby te same wydarzenia widziane z różnych perspektyw) - to wszystko składa się na nie wiem, czy nie najlepszy singiel w całej serii Call of Duty. Może nie ma takiego pierdolnięcia jak niektóre wydarzenia w MW1, ale jako całokształt góruje nad poprzednikami.



Niestety do ideału brakuje całych kilometrów, ale są to wady niejako wpisane w nazwę Call of Duty - archaizm zarówno graficzny (oczy bolą od tych tekstur), jak i dotyczący samej rozgrywki, prostackość, jednorazowość. Ot, wszystko to, co jednym już przeszkadza, a innym zapewne niedługo zacznie. Black Ops ma też kilka własnych, unikalnych upierdliwości - choćby bezsensowne QTE, polegające na wciskaniu jednego, za każdym razem innego klawisza raptem raz na kilka sekund (co wyzuwa te w założeniu emocjonujące sceny z wszelkiego napięcia), czy problemy techniczne sprawiające, że w singlu gra lubi się wysypać, a w multi objawiające się dziwnymi mini lagami. Na wieszczenie upadku marki chyba jeszcze jednak za wcześnie i rozpad Infinity Ward wpłynął na kondycję serii znacznie mniej niż się spodziewano. Treyarch podołał zadaniu zaskakująco dobrze, tworząc grę nie tylko wyraźnie lepszą niż Modern Warfare 2, ale też chyba najbardziej udaną w całej serii CoD.


Nad wszystkim jednak unosi się wyraźna atmosfera, że to już koniec, że podanie kolejny raz tego samego, na tym samym silniku doprowadzi do zepchnięcia marki Call od Duty z tronu gier FPS. Battlefield czyha za rogiem, rozwija się, wie, że technologicznie i gameplay'owo nokautuje przeciwnika i pewny własnej wartości jest gotowy do bezpośredniej rywalizacji na premiery. Może jeszcze Battlefield 3 nie sprzeda się lepiej niż nadchodzący Modern Warfare 3, ale jestem przekonany, że zostanie ogłoszony nowym królem, detronizując produkt Activision/Treyarch na długie lata.

Moja ocena:
7,5/10

Moja pełna galeria z gry: Call of Duty: Black Ops screenshots

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz