sobota, 16 lipca 2011

Magicka - fajowe maleństwo

Gry indie omijałem do tej pory szerokim łukiem. Jakoś nie wydawało mi się, że będę w stanie wciągnąć się w prostą, amatorską produkcję, gdy ciągle tyle "poważnych" gier czeka na swoją kolej do zajęcia mi kilkunastu godzin życia.Wszystko do czasu aż trafiłem na Magickę - gra okazała się tak fajna, że jak na początku lipca nastało Summer Sale na Steamie, rzuciłem się do kupna prawie wszystkich wysoko ocenionych gier niezależnych :)

Czym jest Magicka? Najprościej mówiąc hack'n'slashem. Nazwanie tej gry klonem Diablo byłoby jednak krzywdzące, bo mamy tu do czynienia z tak unikalnym i tak miodnym systemem walki, że przy nim wszystkie wcześniejsze gry tego gatunku wydają się wręcz prostackie.

Na czym polega ta wyjątkowość? Mamy do dyspozycji 8 podstawowych "żywiołów", każdy przypisany do osobnego klawisza (Q, W, E, R, A, S, D, F).  Część z nich użyta razem tworzy inny "żywioł" (woda + ogień = para, woda + zimno = lód). Z tychże 10 żywiołów tworzymy zaklęcia, składające się z maksymalnie 5 elementów (np. 5x ten sam element lub niemal dowolne ich kombinacje). W zależności od kombinacji elementów zaklęcie zaowocuje innym efektem/siłą. Nietrudno policzyć, że możliwych sekwencji są dziesiątki, jak nie setki. I to naprawdę widać na ekranie. Do tego każde zaklęcie możemy rzucić na trzy sposoby - w kierunku kursora myszki (czyli na  przeciwnika/w grupę wrogów, PPM), na siebie (ŚPM) lub obszarowo wokół postaci gracza (na wypadek otoczenia przez niemilców, Shift+PPM).


No dobra, mamy więc niesamowitą różnorodność czarów, których efekt jeszcze różni się w zależności od tego jak je rzucimy. Mało? No to autorzy dają nam do dyspozycji tak zwane magicki - z góry zapisane kombinacje zaklęć, uruchamiane spacją, których efekt jest zazwyczaj piorunujący i zawsze efektowny. Mało? To mamy jeszcze magiczne kostury o dwóch funkcjach - odpychania wrogów (to ma każdy kij) oraz efekt unikalny dla danego kija (np. przyzwanie wielkiego drzewca do pomocy, teleport etc.). Mało? To co powiecie na trzymaną w drugiej ręce broń białą, a nawet M60? :)


Naprawdę możliwości robienia rozpierduchy są tutaj niezliczone, podobnie jak zastępy wrogów wysyłanych przeciwko naszemu magowi. Ich eksterminacja jest szalenie efektowna - ciała eksplodują, posoka leje się strumieniami, a zdyszany gracz przed  monitorem napiernicza w klawisze jak w amoku, próbując po raz kolejny wywołać Przyzwanie Fenixa - może tym razem się uda... Oj, napocić się tu trzeba. Coraz silniejsi przeciwnicy wymuszają nie tylko używanie skomplikowanych zaklęć, ale jeszcze dobrania odpowiedniej strategii walki. Bywa naprawdę trudno, czasem wręcz wkurwiająco trudno, ale przejście takiego upierdliwego etapu dostarcza dzikiej satysfakcji. A na końcu każdego z poziomów czeka boss - ci są zróżnicowani, wymagający odmiennej taktyki, niekiedy bardzo fajnie pomyślani, ale nie zawsze ciężcy do pokonania. Szczególnie ostatnia walka była zaskakująco łatwa, zwłaszcza w porównaniu do sadyzmów, z którymi musiałem uporać się wcześniej.


Olbrzymim plusem gry jest także jej totalnie zwariowany klimat i jawne, nawet nie mruganie okiem do gracza, ale szczerzenie do niego japy w szaleńczym uśmiechu. Naigrawanie się ze schematów gatunkowych, innych gier, filmów i popkultury ma tu miejsce na każdej płaszczyźnie - od samej fabuły, przez projekty lokacji, osiągnięcia na Steamie, po bronie, którymi siejemy pożogę (oprócz wspomnianego M60 mamy tu choćby wymiatający miecz świetlny, a jedna z magick to "Crash to desktop" :) ).

Willem Defoe odcina kupony kolejny raz wcielając się w Sierżanta Eliasa
Jakieś wady? Tak, właściwie jedna poważna - konieczność zaczynania danego poziomu od początku w przypadku restartu gry, checkpointy zapisane w trakcie levelu są kasowane po wyjściu do głównego menu. No jak mnie to irytowało. 30 minut stracone na jakiś popieprzony odcinek (cholerne Yeti), dopadnięcie z wystawionym jęzorem do checkpointa, a tu żona wchodzi do pokoju: "Może obejrzymy jakiś film?". No i po ptokach, następnego dnia męczarnia od początku.

Poza tym grzechów nie ma, no może jeszcze optymalizacja jest żenująca, bo spadki płynności są odczuwalne, ale na szczęście nie występowały w czasie walk. A reszta to przyzwoita grafa, niezłe udźwiękowienie, całe rzeki miodu i wyzwanie nawet dla mega hardcorowców. Jeśli reszta gier indie też jest taka, to może odkryłem  własne growe Eldorado.

Moja ocena:
8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz